Niedługo po tym jak okazało się, że „Zjednoczona Prawica” nie ma żadnych szans na utworzenie rządu bez wejścia w koalicję, w mediach pojawiły się przecieki o próbie puszczania oka w stronę lidera Ludowców. Zastanawiam się czy w ogóle tego typu rzucanie propozycji było ze strony Prezesa Kaczyńskiego traktowane serio, bo w mojej ocenie było czymś zupełnie niedorzecznym. I nie chodzi tu wcale o to, że Trzecia Droga w kampanii wyborczej jasno sprawę stawiała rzucając hasło „Albo Trzecia Droga, albo trzecia kadencja PiS-u”. Szczególnie niedorzeczne było to dlatego, że formacja która właśnie straciła władzę, gdy ją posiadała traktowała wszystkich „z buta”, a wyniki wyborów, a konkretnie koalicji PSL-u z Polską 2050, okazując się znacznie lepszymi niż ktokolwiek się spodziewał, pozwoliły Trzeciej Drodze bez żadnych obaw Prezesowi się odwdzięczyć i grzecznie przypomnieć, że w tym środowisku również posiada się środkowe palce, o butach nie wspominając.

Po ludzku można zrozumieć polityków Prawa i Sprawiedliwości z Jarosławem Kaczyńskim na czele, jeśli próbują udawać, że w ich przypadku jest jeszcze na coś szansa. Ale tylko po ludzku, bo politycznie ani trochę. Jeśli przez ostatnie cztery lata pracowało się zawzięcie na to, by nie tylko zrazić do siebie wszystkie formacje funkcjonujące w głównym obiegu polityki, ale i na to by dodatkowo zaktywizować politycznie ponad trzymilionowy tłum ludzi sobie niechętnych, to wypadałoby się zorientować, że to rzucone przez Szymona Hołownię „pakowanie kuwet” czy się to komuś podoba, czy nie, okazało się proroctwem jasno i wyraźnie wskazującym, którędy droga do opozycji.

W demokracji gniew ludu wyrażony kontaktem z wyborczą urną jest nieubłagany. To nie są żarty i żartów też nie powinno się robić z państwa. Obiektywna rzeczywistość jasno nakreśliła sytuację, w której ekscytowanie społeczeństwa mirażami kolejnych rządów „Zjednoczonej Prawicy” będzie w zasadzie wszczynaniem bardzo niezdrowej atmosfery w polityce. Jeśli Prezes Kaczyński wykombinował sobie, że dla dobra jego partii koniecznie trzeba nas takim mirażem ekscytować, bo dzięki temu otworzy się pole do przeciągającego się rabanu, którym PiS doczołga się do przegranego głosowania nad budżetem, to tego typu kalkulacja jest proszeniem się już nie o dodatkowy trzymilionowy tłum sobie niechętnych, a o sześciomilionowy wku… rzonych. Wówczas pierwsze przedterminowe wybory PiS dobiją, a obozowi „opozycji demokratycznej” mogą nawet otworzyć drogę do większości konstytucyjnej. Na Nowogrodzkiej powinni zastanowić się czy lepiej cierpliwie poczekać na kolejną swoją szansę, czy oddać swoim przeciwnikom pole do urzeczywistnienia dawnych marzeń Prezesa o „Budapeszcie w Warszawie” tylko że już nie pod Jego panowaniem.

Nie jest mi po drodze ze zwycięstwem obozu Donalda Tuska, ale na obecną sytuację muszę patrzeć tak jak patrzę, bo sam kilka lat temu dostrzegałem, co artykułowałem także w komentarzach na portalu Salon24 narażając się na reakcje politowania ze strony miłośników Prawa i Sprawiedliwości, że gdy Polacy zaczną zderzać się z konsekwencjami jak nie „Nowego Nowego Ładu” czy wesołej przygody strategów ekonomicznych rządu z rozkręcającym się dodrukowywaniem pustego pieniądza oraz innymi asami z rękawa szczodrości Prezesa, to „Zjednoczona Prawica” z Morawieckim na czele, który chętnie to wszystko napędzał, doprowadzi do tego, że wyszydzany po swoim powrocie Tusk w pewnym momencie stanie się obiektem Polaków tęsknoty i Nowogrodzka ani się obejrzy, a będzie miała przed sobą front wku… rzenia narodowego, z którym już sobie nie poradzi. Prawo i Sprawiedliwość zrobiło wszystko, by te wybory przegrać, więc w nowo zarysowanej rzeczywistości jaką przyniosły wybory, tym bardziej powinno ze swoimi ambicjami się wstrzymać, by nie przegrać totalnie już nie tylko wyborów, a wojny o Polskę. Jeśli pomimo dobrych chęci niesmacznymi żarcikami doprowadzi się zaproszonych gości do mało oczekiwanych przez nich emocji, strategia próby naprawiania takiej sytuacji rzucaniem w nich filiżankami raczej nie przyniesie ciekawego scenariusza.