Szerzej cytować tego wystąpienia sensu nie ma, bo zostało to już zrobione nie tylko na tym portalu, ale także w mediach oraz portalach społecznościowych. Kto chętny może skorzystać z odnośnika, którego wkleiłem na końcu notki (wersja angielska). W skrócie można napisać, że J.D. Vance z góry na dół rozprawił się ze wszystkim, co od dekad z wolna czyni Europę bezbronnym wobec zagrożeń zaściankiem świata, przy jednoczesnym odwracaniu wzroku jej elit od tego, że dokładnie tym Europa się staje, a przede wszystkim od tego, że to właśnie ów elity za taki stan rzeczy odpowiadają. I tu właśnie pojawia się moment, by wyjaśnić na czym polegała wspomniana wyżej doniosłość tego wystąpienia. Otóż nie sposób chyba znaleźć przypadku w ostatnich kilku dekadach (może nawet od czasów drugiej wojny światowej), by zarządzające elity Europy, na tak wysokim szczeblu, zostały szczególnie dosadnie podsumowane przez najważniejszego Europy sojusznika. J.D. Vance ni mniej, ni więcej, punktowo rozprawiał się ze wszystkimi narosłymi w Europie patologiami, z nie mniejszą uszczypliwością, niż swego czasu w drodze do obalenia komunizmu sowieckiego rozprawiając się z ZSRR, czynił to Ronald Reagan. Wydaje się, że nowe polityczne oblicze Stanów Zjednoczonych rzeczywiście nie zamierza w polityce transatlantyckiej bawić się w półśrodki, a przemówienie J.D. Vance’a miało wybrzmieć jako dobitne tego potwierdzenie.

Niestety dużym problemem Europejczyków jest to, że adresaci tak stanowczej dyplomacji w zasadzie nigdy nie chcieli być kimkolwiek, kto dba o elementarne poczucie ich bezpieczeństwa. Dowodów na to nie trzeba szukać czy to w kremlowskiej propagandzie, czy w internetowej aktywności wszelkiej maści „ekstremistów”. Polityka imigracyjna, wszelkiego typu postępowe agendy uszczęśliwiania ludzi tejże szczęśliwości ułudą, bezmyślna poprawność polityczna, z roku na roku narastająca w jej ramach cenzura, aż po lekceważący stosunek do oczywistego przecież imperialnego i agresywnego nie tylko w retoryce ale i praktyce oblicza Rosji (Czeczenia, Gruzja, a potem Ukraina), to wyraźne potwierdzenie tego, że ktoś nie wypełniał podstawowego obowiązku jaki ciąży nad elitami politycznymi każdego narodu.

I teraz, kiedy w obliczu narastającego buntu społecznego, swoistego odwracania się nie tylko Europejczyków, ale i obywateli USA od postępowej „szczęśliwości” w stronę zdrowego rozsądku i takiegoż patrzenia na politykę, dochodzi do kryzysu wizerunkowego globalnego obozu „demokracji liberalnej”, a elity nami rządzące, od dekad tłumaczący nam, co jest dobre, a co złe, co jest „demokracją”, a co „faszyzmem”, dokładnie te, które Europejczyków na taki „przystanek” dziejów Europy przyprowadzili, wielce oburzają się, że ktokolwiek ma czelność nie szczędzić im krytyki. Nie minęło więcej niż chwila, by jeden po drugim plenipotent narzucania nie tylko zatruwającej umysły Europejczyków, ale i szkodliwej dla poczucia ich bezpieczeństwa postępowej, demoliberalnej fantasmagorii, zaczął pomstować na tę całkowicie uzasadnioną, i potwierdzaną raz za razem przykładami ocenę ze strony jankeskiego wiceprezydenta.

Wyjątkową w tej mierze bezczelnością popisała się redakcja francuskiego Le Monde publikując na swoich łamach tekst porównujący przemówienie J.D. Vance’a do tego, które w roku 2007 wygłosił na tej samej konferencji Wladimir Putin, a które według ów redakcji było tak samo wrogie i antyzachodnie. Jak to z lewicowymi elitami bywa, niezależnie czy mówimy o politykach czy intelektualistach oddelegowanych na odcinek medialny, mają oni krótką pamięć, bo wszak skoro ówczesna antyzachodnia tyrada Putina była dla zachodu wroga, to jak to możliwe, że w następujących po niej latach, wraz z całym gronem największych znaczeniowo państw europejskich, także i Francja widziała w tymże wrogu partnera politycznego, nawet w najmniejszym stopniu nie będąc sceptycznym, co do „resetowania” przez Zachód z nim stosunków? Nie pamiętam, aby z francuskiego Le Monde dochodziły do nas przestrogi, że z Putinem nie można się układać, bo jest to człowiek zachodowi wrogi. Nawet wojna gruzińska nie zmieniła nic w tej kwestii. Wówczas za zbawcę Gruzji, ze względu na udane porozumienie, co do zakończenia działań militarnych Rosji w tym państwie, uznawano prezydenta Sarkozy’ego, który po przyjacielsku wszystko z wrogiem Putinem poukładał. Dokładnie w tym samym czasie, ci, którzy w centrum stolicy Gruzji jako jedyni w sposób precyzyjny określali zagrożenie ze strony Rosji, byli uznawani za „awanturników”. Nawet w Polsce – ustami i polityków, i tzw. „dziennikarzy” reprezentujących demoliberalny obóz Europy postępowej.

Jak inaczej nazwać jeśli nie bezczelnością tę lemondowską narrację? Każdy kto uważnie słuchał przemówienia J.D. Vance’a; każdy kto ma elementarne pojęcie na temat tego, co się dzieje w Europie zachodniej od blisko dwóch dekad; każdy kto potrafi słuchać ze zrozumieniem, kto nie zapomniał czym jest dziedzictwo cywilizacyjno-kulturowe Europy, wie, że przemówienie wiceprezydenta USA było do początku do końca manifestem prawdziwie proeuropejskim, nie wrogim, a prozachodnim, pełnym troski o tegoż Zachodu wartości. I tym bardziej nie putinowskie, bo na swój sposób nawet reaganowskie.

Pozostaje mieć nadzieję, że najbliższe lata będą w Europie rozwinięciem tego, co w ubiegłym roku, w drodze procesu demokratycznego dokonało się wyborem pospolitych Jankesów. Jeśli w Polsce jakikolwiek polityk lub „mediaworker” dołącza się do tego świeckiego oburzenia na ton i treść przemówienia J.D. Vance’a, to mamy jak na dłoni listę osób, którym nic poza mianem bezczelnych tupeciarzy się nie należy. Dla dobra ogółu. O! 


Vice President JD Vance Delivers Remarks at the Munich Security Conference