Kto bacznie obserwuje politykę i ma w sobie predyspozycje do odróżniania nadętego emocjami teatru politycznego od politycznej rzeczywistości, ten bez problemu w przypadku każdej kolejnej stręczonej nam przez media i polityków afery już zanim rozkręci się ona na dobre, potrafił będzie rozpoznać czy Polakom serwuje się kolejną porcję politycznej tragifarsy, czy też obywatele są świadkami czegoś naprawdę poważnego. Ostatnią aferą, która od samego początku posiadała wszelkie znamiona poważnego przewrotu w polityce, bez wątpienia była słynna afera taśmowa z udziałem dwóch kelnerów o jakich świat nie słyszał, którzy to wespół z prowadzonym wcześniej przez polskie służby specjalne menadżerem z Lublina przez co najmniej rok nagrywali w warszawskiej restauracji najznamienitszych przedstawicieli sceny politycznej. W przypadku afery z „Pegasusem” sprawa miała się zupełnie inaczej. Wszelkie doniesienia medialne, zaangażowanie polityków oraz konstrukt narracyjny jaki był w mediach przedstawiany przez obóz polityczny, który zaraz miał przejąć władzę w Polsce, już u zarania nosił wszelkie znamiona nadętego spektaklu, za którym stoi raczej tworzenie czarnej propagandy na potrzeby prowadzonej kampanii wyborczej, a nie cokolwiek, co mogłoby wprowadzić świat w zdumienie. Niestety żądne sensacji społeczeństwo, które ekscytuje się polityką bardzo łatwo daje się nabierać na takie spektakle, zaś jego najbardziej radykalne skrzydło, w sposób już całkowicie wyjątkowy daje wiarę aktorskim popisom polityków, którzy na kolejnych konferencjach prasowych lub w trakcie telewizyjnych debat o mało nie wychodzą z siebie, by przekonać, że za ich emocjami stoi szczere przekonanie, a często nawet i pewność, co do faktów, że polska polityka mierzy się z wielkiej rangi aferą. Bywały nawet próby porównywanie jej do głośnej afery „Watergate”, z powodu której w latach siedemdziesiątych ustąpić musiał ze stanowiska prezydent Stanów Zjednoczonych Richard Nixon. Jak pokazało przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego, jedyną rzeczą związaną z aferą „Pegasusa”, która może mieć cokolwiek wspólnego z tamtą aferą jest słowo „zjednoczenie”, bo afera „Watergate” była wymierzona w prezydenta Stanów Zjednoczonych, a ta nasza „Pegasusa” w „Zjednoczoną Prawicę”.

To co wyjątkowo zapisało się w pamięci każdego kto czujnym okiem śledził zmagania się komisji z prezesem Prawa i Sprawiedliwości, to kontrast w okazywaniu emocji przez przesłuchiwanego i przesłuchującymi go „komisarzami”. Z jednej strony mieliśmy prezesa PiS-u, który bez większego trudu obracał w żenadę każde kolejne próby kreowania przez członków komisji politycznego dreszczowca „na żywo”, a z drugiej w większości przypadków polityków, którzy zachowywali się tak jakby przesłuchiwali samego Stalina, ścigając się między sobą w wyścigu na najbardziej mrożącą krew w żyłach zbrodnię jaką miała popełnić poprzednia władza lub sam przesłuchiwany prezes PiS-u, czyniąc to niejednokrotnie w tak komiczny lub żałosny sposób, że jedyne co pozostało po ich występach, to niezliczone memy obśmiewające bezlitośnie całą idee powołania tej komisji. I co szczególnie warte podkreślenia, to to, że człowiek, który od dawna zdecydowania nie jest w formie jeśli chodzi o polityczną rozgrywkę, na tle tak zorganizowanej personalnie komisji jawił się niczym Gandalf z „Władcy Pierścieni”. Nie chcę przytaczać tu szczegółów niektórych starć między prezesem Kaczyńskim a najbardziej próbującymi zaistnieć posłami reprezentującymi koalicję rządową, bo to, co niejednokrotnie prezentowali sobą ci ostatni, zwyczajnie nie jest warte powielania gdziekolwiek. Do wszystkich rzucanych oskarżeń ubieranych w najbardziej zmyślną retorykę budowania obrazu obrzydłej światu dyktatury, dokładali swą całkowicie nieuzasadnioną pewność siebie oraz w wydaniu wręcz absurdalnym poczucie wyższości nad przesłuchiwanym, często objawiające się zwykłym chamstwem. Jakby tego było mało, w internecie nie tylko znane postacie życia publicznego w Polsce sprzyjające misji Donalda Tuska, ale nawet i najbardziej radykalne sekty kojarzone z koalicją rządową (a ich aktywność, to przecież bardzo istotny czynnik jeśli chodzi o budowanie pozytywnego jej wizerunku) znane z dzikiej wręcz nienawiści do prezesa Kaczyńskiego i jego zaplecza politycznego, nie za bardzo miały czym wykazywać jakiegokolwiek triumfu, a i niejednokrotnie nie pozostawiały suchej nitki na swoich ulubieńcach. Zdarzają się oczywiście opinie, że Jarosław Kaczyński został przez komisję bezprzykładnie obnażony ze swojego dyktatorskiego oblicza, że po raz kolejny dał się poznać jako „cham”, „który stawia się ponad prawem”, ale takie oceny raczej podyktowane są tylko tym, że ten wielki nadymany przez opozycje balon inwigilacji rodem z państw totalitarnych nie tylko okazał się balonikiem, ale został też bezlitośnie przekuty, a co najwyżej, z jego wnętrza został uwolniony zaledwie niemiły zapach.

Na tym etapie nie mogę niczego innego o tej komisji napisać, niż to, że po raz kolejny mamy do czynienia z totalną hucpą polityczną obliczoną raczej na zajmowanie społeczeństwa igrzyskami zasłaniającymi godne pożałowania oblicze nowej władzy w kwestiach dla Polski i Polaków najważniejszych. Nie ma dnia, w którym Polacy nie musieliby się zderzać z kolejnym zagadnieniem rysującym zupełnie różny obraz od tego, co obiecano im przed wyborami. Za kilka dni minie sto dni rządów Donalda Tuska, które ten w propagandzie kampanijnej przedstawiał jako okres następujących po sobie zmian w prawie po wszystkie inne, szumnie określając je mianem „100 konkretów na 100 dni”. Na dzień dzisiejszy, na stronie prezentującej listę zrealizowanych obietnic ze wspomnianych zapowiedzi, zaledwie osiem jest w pełni zrealizowanych, a częściowo tylko cztery. Ekscytowanie Polaków tego typu spektaklami jak wspomniana komisja „Pegasusa” lub druga mająca wszelkie znamiona podobnej hucpy na użytek ekscytowania tłumów jaką jest komisja do zbadania tzw. „afery wizowej”, idealnie nadają się do roli przykrywania beznadziejności w sprawowaniu władzy. Do tej pory nie można wymienić ani jednego poważnego osiągnięcia nowej koalicji rządowej. Tarcia wewnątrzkoalicyjne, a także protesty rolnicze, które działy się i dziać się jeszcze będą w tle tego wszystkiego, to kolejne wątki, które z wolna nadają ton jeśli nie zbliżających się przedterminowych wyborów, to być może zbliżającej się rekonstrukcji rządu, a co znając polską politykę, na pewno byłoby li tylko kolejnym praktycznym wydaniem znanego wszystkim powiedzenia o tym, że trzeba wiele zmienić, aby wszystko zostało po staremu. Cóż tu jeszcze napisać? Ot, demokracja.