Moje pudło z arcydziełami kina cz. IV
Wiele czasu minęło kiedy ostatni raz przedstawiłem kolejne wydanie zestawienia arcydzieł kina, na które miałem szczęście trafić. Od razu wspomnę, że od tamtego czasu pojawiło się kilka pozycji, które wypchnęły z niego inne. Za nami jednak już trzy takie wydania, więc postanowiłem, że będę kontynuował bez zmian w mojej klasyfikacji jakie należałoby z tego powodu poczynić i kolejne pozycje będą w niej zgodne z tym, co ułożyłem wówczas.
Udostępnij
Oczywiście jeśli się uda, nowe pozycje, których w pierwotnym rankingu nie uwzględniłem, postaram się przedstawić w formie uzupełnienia, jako finalną notkę tych, które na moim blogu nawiązują do mojego pudła z arcydziełami kina.

Kwaidan, czyli opowieści niesamowite

- Reżyseria:
- Masaki Kobayashi
- Produkcja:
- Japonia (1964)
- Gatunek:
- fantasy, horror
- Rok:
- 1964

Czy ktokolwiek z Was zna takie nazwisko jak Kobayashi? Założę się, że jeśli nie nikt, to garstka. Gdy chodzi o japońskich reżyserów najczęściej, to Akuro Kurosowa jest tym, który wiedzie prym w rozpoznawalności na „Zachodzie”. Zanim zacząłem na dobre zapoznawać się klasyką kina w mediach czy publicystyce jego nazwisko pojawiało się wielokrotnie i zawsze z określnikami przypominającymi o jego wybitności. Jednak przyszedł moment, w którym trafiłem na produkcję reżysera znanego jako Masaki Kobayashi i szybko stało się dla mnie czymś zupełnie niezrozumiałym, że nigdy obok nazwiska Kurosawy, nie miałem okazji usłyszeć nazwiska Kobayashi, bo wystarczyły zaledwie dwie jego produkcje i byłem pewien, że mam do czynienia z geniuszem nie mniejszych rozmiarów, niż ten Kurosawy. W mym subiektywnym odczuciu po prostu reżyserem lepszym. „Kwaidan, czyli opowieści niesamowite”, to film, który wbił mnie w fotel. Jego baśniowo-oniryczna forma w wydaniu Kobayashiego, to klimat nie do zastąpienia. Sposób prowadzenia fabuły wprowadzający widza w niemal hipnotyczną podróż przez kolejne jej akty, to coś czego nigdy nie doznałem w styczności z filmami Kurosawy. I muszę tu być po prostu surowy – dzieła Kurosawy na tle tego, co Kobayashi potrafił wydobyć ze swojego talentu, to pomimo ich niepodważalnej wybitności, jawią się tylko jako kopia zachodnich klimatów. Masaki Kobayashi, to jakby wyższy wymiar artystycznego geniuszu. Wraz z współtwórcami swoich dzieł, tworzył filmy jedyne w swoim rodzaju, w formie niedoścignione.

Oto jest głowa zdrajcy

- Reżyseria:
- Fred Zinnemann
- Produkcja:
- Wielka Brytania (1966)
- Gatunek:
- dramat, historyczny
- Rok:
- 1966

Film nadzwyczajny z dwóch powodów. Wybitnej kreacji głównej postaci w wydaniu Paula Scofielda i prym arcy-solidnej treści nad formą. Niewiele powinno się pisać o czym ów film właściwie jest, bo chociaż w pełni prezentujący wydarzenia historyczne, to jednak zrealizowany z taką gracją, że nie warto zdradzać najdrobniejszego szczegółu jego fabuły, aby każdy kto zdecyduje się go obejrzeć, nie stracił nawet milimetra tego, co zawiera się w jego geniuszu. Napiszę tylko jedno: dialogi, dialogi, dialogi. Film nagrodzony, aż sześcioma statuetkami „Oscara”, co nie zaskakuje, bo w czasach jego zrealizowania inaczej niż jest to dziś, ta nagroda naprawdę znaczyła wiele.

Ojciec chrzestny

- Reżyseria:
- Francis Ford Coppola
- Produkcja:
- USA (1972)
- Gatunek:
- dramat, gangsterski
- Rok:
- 1972

Zdaję sobie sprawę, że dla starszego pokolenia przypominanie o wybitności tego filmu zakrawa na opowiadanie o tym, że śnieg jest biały. Otwieram sobie więc tę furtkę i stawiam jasno, że mam przeczucia, że wśród czytelników tej notki trafi się ktoś młodszy, dla którego warto to zrobić. Po pierwsze postacie. Absolutne legendarne kreacje kina. Nie jedna czy dwie, ale cała dywizja. Po drugie fabuła. Wystarczy piętnaście minut filmu i już cię nie ma. Już tam jesteś. Po trzecie warsztat. Perfekcja w każdym ujęciu, w każdym chrząknięciu czy oddechu. Tego przesadzonego patetyzmu nie używam, by oszukać, a jedynie po to, by zwrócić uwagę, że tu istotnie ma się czymś wyjątkowym do czynienia. Obraz, świat stworzony przez Copollę w tym filmie, wydaje się być przeniesieniem doniosłości klasyki literatury, którą poznajemy na nudnych lekcjach języka polskiego, czy historii, do ekranizacji czegoś, co z racji swojej treści powinno jawić się jako jej kontrast. Nie dzieje się tak, bo Coppola w sposób wybitny połączył opowieść o złu z tym, co w doczesnym świecie jest dla wielu święte. Triumwirat muzyki, kostiumu i zdjęć, jego arcy-wybitne wydanie nadaje tej produkcji czegoś nie do zastąpienia. Kiedy dołącza do tego geniusz aktorski i dalece ponadprzeciętna fabuła, nie pozostaje już nic innego jak tylko się zachwycać. Ten film każdy będzie pamiętał do grobowej deski – jestem przekonany, że potrafi wygrać nawet ze sklerozą.

Lot nad kukułczym gniazdem

- Reżyseria:
- Milos Forman
- Produkcja:
- USA (1975)
- Gatunek:
- dramat
- Rok:
- 1975

Kolejne szeroko znane legendarne dzieło filmowe. Chyba nikt nie będzie się spierał, że pomimo wagi jaką niesie za sobą treść zaczerpnięta z wielkiej powieści Kena Keseya, gdy przeniesiona na szpaltę filmową, to postacie i aktorstwo odgrywają w nim pierwszoplanową rolę. Kreacja Jacka Nicholsona, to wyżyny kreacji wszelkich kina światowego i tylko dla tej jednej wybitności nie wolno odmawiać sobie tego filmu. Ekranizacja Formana jest wyjątkowo szczególnie z jednego powodu. Realizowana w czasach rozkwitu Związku Sowieckiego z perspektywy czasu wydaje się być mocnym uderzeniem w propagandę jaką świat komunizmu starał się zatruwać świat wolnych ludzi. Puszczony w masowy obieg obraz Formana dołożył ważną cegłę do wszelkiej walki z potworem „demokracji ludowej”, którą zachodni świat był skazany wówczas podejmować. To, że dla wielu z nas ostatecznie nie do końca się udało, bo zaraza „postępu” wciąż ma się świetnie, nie ma tu żadnego znaczenia. Milos Forman według mnie zapisuje się tym filmem w historii jako bohater walki o wolność.

Fanny i Aleksander

- Reżyseria:
- Ingmar Bergman
- Produkcja:
- Szwecja (1982)
- Gatunek:
- dramat
- Rok:
- 1982

No i doczekaliśmy się. Ingmar Bergman. Trzeba przyznać wyjątkowo trudny, chociaż niemal za każdym razem mistrzowski. „Fanny i Aleksander” na tle innych filmów Bergmana wyróżnia się odejściem od mocno psychologicznej formy. Tradycyjnie prowadzona historia przypomina w dużym stopniu standardowe obrazy kina. Bergman jednak nie zamierza pozbawić zupełnie swojego dzieła tego, co wielokrotnie dominowało w jego poprzednich produkcjach. Tym razem robi to w sposób zaskakujący widza. Chociaż wiele poprzednich jego produkcji na gruncie psychologicznym wydawały się szczególnie trudne, to jednak zanurzanie nas od samego ich początku w tej psychologicznej „magmie” pozwalało szybko przyzwyczaić się do wykreowanego przez reżysera klimatu. W „Fanny i Aleksander” Bergman robi nam „psikusa”. W niewielu filmach można się z czymś takim spotkać, a już na pewno nie w tak warsztatowo wyjątkowej formie. Jak zawsze u Bergmana genialne aktorstwo wszystkich aktorów, to wystarczający atut, by zapoznać się z tym chociaż bardzo długim, to ostatecznie szczególnie wybitnym dziełem. Nie chcę podawać szczegółów fabuły, bo niemal każdy jej akt, to osobna wielkość.
Komentarze tylko dla zarejestrowanych użytkowników
Zaloguj się | Rejestracja