Moje pudło z arcydziełami kina cz. V
Myślałem, że tę cześć mojego cyklu o arcydziełach kina, które trzymam w przybytku potocznie określanym jako „pudło”, napiszę nieco później. Zainteresowanie czwartą jego częścią było jednak w tak wystarczająco duże, że wymyśliłem sobie aby nie kazać dłużej czytelnikom Salonu24 czekać na kolejną jego część.
Udostępnij
Przypominam, jak napisałem w poprzednim wydaniu, że w planie mam napisać dodatkową notkę prezentującą te pozycje, które od momentu kiedy stworzyłem swą klasyfikację arcydzieł, zasłużyły sobie na miejsce wyższe, niż kilka z tych, które się w niej znalazły. Wszystkich, którzy ciekawi tej zapowiedzi, informuję z chęcią, że dostały się na topowe miejsca mojego zestawienia. A są i takie, które wzbiły się nawet ponad ranking!
Przed rozpoczęciem chciałem Wam przypomnieć, że moja klasyfikacja, to nie jest zestaw filmów, które uważam za najwybitniejsze w dziejach kina. Nie są one też tylko i wyłącznie subiektywną oceną tego czy mi się film podoba bardziej od innych, czy mniej. Są filmy, które sprawiają mi więcej przyjemności, niż niejedna produkcja z mojego zestawienia, a jednak nie mogę ich w niej umieścić, bo wiem, że pod względem warsztatowym czy ze względu na gatunek i formę jaką reprezentują nie są arcydziełami. Moje pudło zawiera produkcje, które staram się oceniać jako coś w rodzaju krytyka-amatora, więc to przede wszystkim poziom warsztatowy pcha je na wyżyny mojej klasyfikacji. Fabuła i moje subiektywne radości nie mają w tym pierwszoplanowego znaczenia. I to wszystko niezależnie od tego, czy w oczach etatowych krytyków swoimi ocenami kompromituję się jako „znawca kina”. Nie jestem z ich świata, więc guzik mnie to obchodzi – że tak zarzucę.
Wróćmy jednak do finalnego etapu tego, co stworzyłem kilka lat temu.

Salto

- Reżyseria:
- Tadeusz Konwicki
- Produkcja:
- Polska (1965)
- Gatunek:
- dramat, poetycki
- Rok:
- 1965

Oj wielu zadziwia miejsce tego filmu w moim zestawieniu. Po tak długim okresie od momentu kiedy się w nim pojawił przyznaję, że macie Państwo uzasadnione obiekcje. Nie zmieniam zdania co do tego czy to arcydzieło, ale zgodzę się, że zawędrowało one w moim rankingu arcydzieł za wysoko. Jednak tak jak pisałem w poprzedniej, czwartej części moich notek z tego cyklu, ze względu na odległą datę jego komponowania nie chciałem nic zmieniać jeśli chodzi o ułożenie filmów się w nim znajdujących. Napiszę tylko, że wypaść dalej niż do drugiej dziesiątki na pewno by nie mógł. Ale dlaczego znajduje się w ogóle w tym rankingu pośród tak wybitnych dzieł kina? Przede wszystkim z powodu tego jak Konwicki opowiedział tą historię i jak genialne postaci stworzył. Aktorstwo tutaj oczywiście nie jest mniej istotne, jednak to klimat i istna przebojowość postaci czyni z tego filmu coś naprawdę wyjątkowego, a co w sposób szczególny ukochały moje zmysły. To jednak nie wszystko. Zbrodnią byłoby nie wspomnieć o mistrzostwie zdjęć Kurta Webera, który w polskiej kinematografii zajmuje jedno z czołowych miejsc jeśli chodzi o operatorów kamery. Sprawił, że moje oczy na ten aspekt sztuki filmowej otworzyły się znacznie szerzej i dzięki czemu zrozumiałem, że jest on tak samo ważny jak aktorstwo i kunszt reżyserski.

Opowieści o detektywie

- Reżyseria:
- William Wyler
- Produkcja:
- USA (1951)
- Gatunek:
- dramat, noir
- Rok:
- 1951

Film pojawił się wysoko w mojej klasyfikacji przede wszystkim dlatego, że swoim klimatem i poziomem warsztatu przypomina inne arcydzieło, które w moim notowaniu zajmuje miejsce wyższe, a w klasyce kina ma miano absolutnie jednego z najwybitniejszych dzieł swojej epoki i gatunku. Jeśli ktoś nie wie dlaczego klasyka kina lat 40, 50 i 60-tych dalece góruje nad produkcjami z późniejszych dekad, to ten ten film w sposób wręcz wybitny, to wyjaśnia. Aktorski geniusz przeniesiony z niezrównanej potęgi teatru na ekrany kin, to coś, co w tym filmie od samego początku rzuca na kolana. Ten mistrzowski spektakl już na samym początku objawia nam postać, która dla każdego na długo zostanie w pamięci jako aktorstwo absolutne i nie do odkrycia w innych produkcjach nie tylko tamtej dekady, ale i dekad następnych. Jakby tego było mało nie tylko w tej drugoplanowej roli zderzamy się z wybitnością. Nawet role trzecioplanowe wydają się być legendarnymi. To cała magia tego dzieła i zupełnie wystarczająca, by zachęcić każdego do obejrzenia tego filmu, a co przy okazji szczęśliwie pozwala nie zdradzać szczegółów jego fabuły. Zapewniam was, że już od pierwszych minut nie będziecie w stanie opuścić budynku, w którym toczy się jego akcja i co nadaje mu status arcydzieła, nie chce dziać się nigdzie indziej.

Dola Człowiecza (Trylogia)

- Reżyseria:
- Masaki Kobayashi
- Produkcja:
- Japonia (1959)
- Gatunek:
- dramat, wojenny
- Rok:
- 1959

Kolejne arcydzieło w wykonaniu japońskiego mistrza Masaki Kobayashiego. Całość geniuszu tego filmu zawiera się w trylogii złożonej z ponad trzygodzinnych filmów, a to samo w sobie powoduje, że błędem byłoby oceniać ją inaczej niż jako całość. I faktycznie, gdy oglądałem kolejne jej części przez długi okres czegoś mi brakowało. Miałem problem z odkryciem w niej wybitności jaką bez trudu znajdowałem w poprzednio oglądanych produkcjach tego reżysera. Wciąż rzucał się w oczy wybitny warsztat twórców, czy choćby geniusz aktorski, ale jednak opowieść osadzona w innej epoce, powodowała wrażenie, że ów wybitność reżysera jeszcze nie była tych samych rozmiarów jak w kolejnych jego legendarnych dziełach. To złudne. Film okazuje się ostatecznie zrozumianym, gdy kończymy przygodę z całą trylogią i mamy pełen obraz tego, co reżyser przez ponad dziewięć godzin nam budował. W moich oczach po raz kolejny, a pierwszy raz w sposób szczególny w świecie kinematografii, wybitność twórcy „Doli człowieczej” zostaje potwierdzona. Film otworzył drogę reżyserowi na inne kontynenty, co dla wielu miłośników sztuki filmowej okazało się później jednym z największych darów jakie kinematografia mogła zesłać.

Wstręt

- Reżyseria:
- Roman Polański
- Produkcja:
- Wielka Brytania (1965)
- Gatunek:
- dramat, psychologiczny
- Rok:
- 1965

„Wstręt” Polańskiego, to absolutnie szczyt szczytów europejskiego kina. I co ciekawe, aby to dostrzec, nie trzeba nawet zapoznawać się szerzej z kinem europejskim. To zupełnie zaś wystarczy, by nadać temu filmowi tytuł jednego z najwybitniejszych w dziejach kina. Wiedziałem, że Polański swego czasu był uważany za top kina światowego, ale tego kim był Polański jako reżyser wiedzieć nie mogłem, bo nie miałem wówczas za sobą styczności ze „Wstrętem”. Wzbudził u mnie tym filmem przekonanie, że w ekranizowaniu ludzkiego obłędu, głębi niebezpiecznej dla człowieka jego własnej natury, meandrów niebezpieczeństwa jakie nosi za sobą ludzka psychika, jest niekwestionowanym mistrzem. Za każdym razem, kiedy mam cokolwiek opowiadać lub pisać o tym filmie, wracają okruszki emocji, którymi Polański we mnie szarpał, gdy oglądałem ów dzieło pierwszy raz. Od tego nie da się uciec. Minęło siedem lat od tamtego czasu, a to wciąż się dzieje. I aby zakończyć tę krótką zachętę, napiszę tylko, że Polański jako reżyser filmowy, w historii kinematografii zasługuje na znacznie wyższe uznanie, niż się większości wydaje. Tego jestem pewien.
Komentarze tylko dla zarejestrowanych użytkowników
Zaloguj się | Rejestracja